Toksyczna przemoc psychiczna

Długo zbierałam się do napisania tej notki. Głównie dlatego, że temat jest obszerny, a ja nie wiedziałam, z której strony go ugryźć – czy na zimno i suche fakty, czy też pozwolić sobie na emocje? Nie wiem jak to wyjdzie, mam nadzieję, że nie za bardzo chaotycznie. W każdym razie ten wpis ma was przestrzec, nie popełniajcie proszę moich błędów. Związek z toksyczną osobą kosztuje zbyt wiele… I naprawdę nie warto poświęcać siebie dla takich relacji. Jeśli już w takowych jesteście, to pamiętajcie – ktoś też to przerabiał, z tego można wyjść a im prędzej się z tego wyrwiecie, tym lepiej dla was!

Dorastałam w przemocy psychicznej (fizycznej w sumie też), ale na pewnym etapie życia zaczęłam się buntować. Za ten bunt słono płaciłam, ale było warto. Historia zaczęła się na krótko przed moją osiemnastką. To był czas srogiego rozpierdolu w domu – kłótnie z rodzicami, w których słyszałam, że do niczego się nie nadaję, były na porządku dziennym. Robiono mi krzywdę i naprawdę ich za to nienawidziłam. Miałam dość. Byłam więc w sumie dla niego łatwym celem. 5 lat starszy, miał już tę wolność, o jaką ja musiałam walczyć w nadmiernie kontrolującym domu. Szukałam akceptacji, której nie miałam. Szukałam spokojnego miejsca, bo tego w domu nie miałam. Zawsze mi było jakoś łatwiej nawiązać kontakt i relacje z ludźmi przez internet (ciekawe dlaczego, hehe). Nie inaczej było tutaj.
Kiedy się do siebie zbliżaliśmy, to w domu znów wybuchła straszliwa awantura – on przyjechał mnie wesprzeć i robić za mediatora. Oczywiście po czasie widać, że przybranie roli tego „poważnego” w tamtej chwili „studenta resocjalizacji”, to była jedna z jego masek. Związaliśmy się i stopniowo, powolutku zaczął przesuwać moje granice. A to, że u niego w domu to normalne, że tyle się w święta/urodziny/whatever pije. A to, że marihuana (potem haszysz, opium, dopalacze) to nie narkotyk. A to, że powinnam lepiej się ubierać, bardziej kobieco, nie tak na czarno. A to, że ze swoimi znajomymi to nie powinnam się więcej spotykać, bo są głupi. Pod skórą oczywiście czułam, że coś jest nie tak i żałuję, że wtedy siebie nie posłuchałam. Przecież nie mógł chcieć mojej krzywdy, prawda? No i tu dochodzimy do jeszcze jednej ważnej kwestii…

Jestem osobą w spektrum autyzmu, a to powoduje, że jak się nie ma odpowiedniej wiedzy i narzędzi, to łatwo ulec przemocy w związku – niezależnie od płci, choć kobiety ulegają jej niewątpliwie częściej. Dlaczego? Szukamy akceptacji, walidacji i przez to potrafimy niestety zignorować różne ostrzeżenia. Domyślnie zakładamy po prostu, że najbliższa osoba nas nie skrzywdzi, bo dlaczego miałaby to zrobić?
Przy okazji zerknijcie na TEN list kobiet ze spektrum do dziewczyn oraz na WPIS Ewy o naruszaniu granic.

Przez te powyżej pewne komunikaty rozumiem dosłownie, zakładam też domyślnie prawdomówność. No to dzban stwierdził, że skoro jestem taka „naiwna”, to on będzie mi robił różne durne kawały. Wkręcał mnie w jakieś kompletne głupoty, aby się potem ze mnie nabijać, że mu uwierzyłam! A dlaczego, kurwa, miałabym nie wierzyć własnemu partnerowi?! Jednocześnie sam twierdził, że wydarzenia w „Inglourious Basterds” były prawdziwe (tak, to był, kurwa, głupek jakich mało). Im dalej, tym było gorzej. Zaczęło się deprecjonowanie muzyki, jakiej słuchałam – on uważał, że jego jest lepsza, bardziej wartościowa! Moje koleżanki są tępe i głupie, po spotkaniach wyśmiewał w nich dosłownie wszystko! Moi rodzicie? „Pierdoleni arystokraci!” – choć z klasą próżniaczą nigdy nie mieliśmy nic wspólnego (a tylko chodziło o to, że mój ojciec nie przeklinał). Jego rodzina najlepsza, zwłaszcza mamunia z babunią. Krytykował i bombardował każdą moją chęć do zmiany czy pomysł np. żeby o siebie zadbać i poćwiczyć codziennie gimnastykę (teraz wiem, że nie chciał dopuścić, abym się zmieniła i przez to wymknęła). To ja byłam młoda, głupia i należało mieć mnie pod kontrolą!
A teraz trochę suchych faktów:
– ja: nigdy nie paliłam (to skutecznie obrzydzili mi w domu, do tego stopnia, że mam odruch wymiotny na widok popielniczek), nie brałam narkotyków, piłam raczej mało (a po alkoholu nie odwala mi palma i nie robię głupot); byłam z przemocowego domu; byłam inteligentniejsza od niego (ale to zignorowałam, bo szukanie akceptacji); jestem aromantyczna i seks to żaden big deal dla mnie;
– on: uzależniony od używek – pił dużo (pijany na mieście mi uciekał, prowokował też bójki, a ja oczywiście dźwigałam odpowiedzialność za nasze bezpieczeństwo sama), palił jeszcze więcej, brał narkotyki (zaliczył raz zapaść); jego dom określiłabym jako „osaczenie miłością” (niekoniecznie mądrą – to tak przy okazji); miał straszliwe kompleksy, uważał, że wszyscy się z niego śmieją, był okropnie o mnie zazdrosny; niestabilny do tego stopnia, że blizny po selfharmie nadają się do operacji plastycznej (naliczyłam ich kiedyś ponad setkę); był fałszywy – najpierw wesolutko witał się z moją rodziną, żeby potem opowiadać jacy są chujowi (nie miałam co prawda najlepszej rodziny, ale na pewno on nie miał prawa lać takiego jadu); napuszczał mnie na swoją ex-dziewczynę ku własnej uciesze; w bonusie – był w sekcie i miał prawomocny wyrok za zniszczenie cmentarza;

No i teraz – jak to się ma do tego, że to MNIE trzeba było kontrolować?! Ładna projekcja psychologiczna, dzbanie! Tak, toksyczne osoby posuwają się do tak tanich sztuczek jak projekcja. Czym jest projekcja dowiecie się tu.

Stopniowo, krok po kroku, odseparował mnie od znajomych, bo od rodziny uciekałam sama. Doszło do tego, że zabraniał mi rozwijać pasję do fotografii. Kontrolował mój komputer, telefon, pocztę, komunikatory. Za każdym, jebanym razem skakało mi ciśnienie, bo przypierdalał się do moich rozmów, a ja musiałam się z tego tłumaczyć. Miałam zakaz rozmawiania o nim z kimkolwiek! Kontrolował czas kiedy wychodziłam z domu i miałam wracać przed północą. Żadnych kolegów, bo z każdym go zdradzę! Przemocowego ojca zamieniłam na przemocowego faceta – zajebiście kurwa… Do tej pory się zastanawiam, jak ja mogłam to wszystko znosić?!

Seks był do bani. Tak po prostu. Koleś kompletnie ignorował moje potrzeby, nie chciał się niczego uczyć, czytać, rozwijać, nic! Kompletnie nic! Według niego to ja byłam zboczona i niewyżyta! Zmusił mnie szantażem, abym powiedziała rodzicom, że jestem nimfomanką (nie jestem i nie byłam). Karuzela spierdolenia była tak duża, że zaczęłam szukać wrażeń poza związkiem, z czego – przyznaję – nie jestem dumna. Należało zerwać z powodu niezaspokajania potrzeb (abstrahując już od tego szantażu) i więcej nie zawracać sobie typem głowy. Nie czułam absolutnie żadnych wyrzutów sumienia. Czemu wtedy tego nie zrobiłam? Cóż… w sumie nie wiem, ale chyba się bałam, że ten idiota coś sobie zrobi więc trzymałam się tego substytutu fajnych seksów i siedziałam w tym bagnie, myśląc co dalej. Swoją drogą jego nadmierna kontrola i zazdrość wcale nie uchroniły nikogo przed zdradą. Śmiało mogę powiedzieć, że jeśli ktoś ma problemy z opanowaniem zazdrości, to należy spierdalać od razu jak najdalej! Pamiętam też taką dosyć wyraźną myśl: „Jeśli zerwę, to będę musiała wrócić do domu rodzinnego, a tego nie chcę. Nie mam też kasy na samodzielny wynajem. Co mam zrobić?!” Związek trwał 4 lata, z czego 2 i pół roku spędziłam na zastanawianiu się, jaki jest odpowiedni moment na odejście. Autentycznie bałam się, że ten dzban popełni samobójstwo i jego rodzina będzie miała do mnie pretensje. Nawet nie chodziło o to, że jego już nie będzie. Nie chciałam, żeby został po mnie jakiś syf. Miałam ku temu też wyraźne powody do obaw, bo po pierwsze – jego self harming, a po drugie – kilka razy zdarzyło mi się ściągnąć typa z okna (choć teraz wiem, że to była wobec mnie zagrywka). Jedną z ostatnich manipulacji, jakich się dopuścił (na około tygodnia lub dwóch przed rozstaniem), to jak mi oznajmił po 4 latach związku, że byłam jego pierwszą – sorry typie, ale miałeś 4 lata na nauczenie się mnie i mojego ciała! Liczył, że to mnie zatrzyma, a tymczasem poczułam do niego jeszcze większe obrzydzenie…

No ale wydarzenia te miały miejsce 10 lat temu, nie jesteśmy już razem – jak to się stało, że jednak się z tego wyrwałam? Jest po prostu pewna, skończona ilość gówna jakie można przyjąć. Kiedy w pracy usiadł do mojego SŁUŻBOWEGO komputera z zamiarem sprawdzenia mojej korespondencji, to moja czara goryczy została przelana. W końcu się postawiłam: „Nie! Albo mi ufasz, albo nie widzę tego dalej.” – oczywiście on wtedy to odwrócił i próbował mnie szantażować, że na pewno mam coś do ukrycia i go zdradzam! Tak, do ukrycia miałam rozmowę z przyjaciółką o nim, w której się żaliłam, że mam już dość i nie wiem, co dalej robić (a przecież miałam zakaz rozmawiania na jego temat). Wtedy po raz pierwszy powiedziałam mu: „Tam są drzwi… Wypierdalaj!” – wyszedł, ja się popłakałam ze złości, ale w tej samej chwili poczułam niesamowitą ulgę! Że już go nie ma! Miałam wrażenie, że po tych 4 latach podduszania wreszcie mogę wziąć pełen oddech. To było niesamowite! I wiecie co? Nie obchodziło mnie już wcale, czy ten dzban coś sobie zrobi! Oczywiście potem do mnie wydzwaniał, że jeśli nie wrócę, to on nie ma w takim razie po co żyć, na co ja odpowiedziałam, że nie będę o tym z nim więcej dyskutować. Powiadomiłam tylko jego matkę, że dzban straszy mnie samobójstwem i mają sobie syna przypilnować. Najzabawniejsze jest to, że tak bardzo nie mógł beze mnie żyć, że po miesiącu od rozstania miał nową dziewczynę… Brawo, kurwa, on!

Podsumowując: osoba toksyczna będzie tobą manipulować, ale nie z grubej rury tylko stopniowo, powoli, tak żeby nie było widać. Ugotuje cię jak żabę. Zacznie się od wtykania szpileczek np. w mało przyjemnych żartach. Zareagujesz? Na pewno posunie się do gaslightowania. Potem odseparuje od bliskich (krewnych lub przyjaciół). Taka osoba rości sobie prawo do kontroli twojego życia. Szantażem emocjonalnym lub przemocą psychiczną będzie próbowała cię złamać. Sprawi, że nie będziesz w stanie wyobrazić sobie przyszłości bez tej osoby – to taka czarna plama, nie ma w niej nic! To dość przerażające, a o to toksykom chodzi! Zarządzanie poprzez wywołanie lęku. Będą te lęki podsycać mówiąc, że sobie nie poradzisz bez nich, że tylko oni wiedzą, co dla ciebie dobre. Są zazdrośni. Będą cię poniżać, żebyś przypadkiem, droga osobo, nie była w stanie wierzyć w samodzielne funkcjonowanie. Każdą próbę samodzielności będą karać i będą uderzać tam, gdzie zaboli cię najbardziej. Dojdzie do tego, że każą ci tłumaczyć się nawet z własnego cienia!

To wszystko to przemoc. Nie bój się szukać pomocy! A przede wszystkim – nie wierz w te wszystkie kłamstwa, jakimi karmią cię toksyczne, przemocowe osoby! Poradzisz sobie na pewno, a przyszłość bez takich osób jest zdecydowanie lepsza!

Ktoś, kto kocha, nie stosuje przemocy.

Dodaj komentarz